wtorek, 18 listopada 2014

W krajach herbacianych: Indie

 Skąd trafiają herbaty do Polski? Jadą z daleka... Najważniejsze kraje-dostawcy – to Chiny, Sri Lanka, Indie, Wietnam, Kenia. Poświęćmy tym krajom trochę uwagi.

  Indie należą do elity krajów herbacianych. Mają swoją herbacianą legendę. „Jej bohaterem jest Bodhidharma, mnich żebrak, który aby odpokutować grzechy swej hulaszczej młodości, ślubował nie spać przez siedem lat i całkowicie poświęcić się medytacji. Nagromadzone zmęczenie w końcu go jednak pokonało. Po przebudzeniu rozwścieczony z powodu niedotrzymania przysięgi odciął sobie powieki. Gdy po latach znów zawędrował w Himalaje, zauważył, że w miejscu, w którym dokonał aktu samookaleczenia, wyrosły krzewy. Z liści przyrządził napar, którego wypicie sprawiło, że znużenie całkowicie się ulotniło, a bystrość umysłu, tak niezbędna w trakcie medytacji, wzrosła. Podczas dalszej wędrówki napotkanym ludziom rozdawał ziarna owej cudownej rośliny, rozsławiając jej ożywcze właściwości. Uczynił ją także obowiązkowym elementem ceremoniału w założonym przez siebie klasztorze Chan (dosłownie skupienie). Co ciekawe, w hinduskich klasztorach do dziś utrzymał się obyczaj wypijania filiżanki herbaty przed rozpoczęciem medytacji”. Jest to cytat z artykułu „Poezja smaku, czyli rozprawa o herbacie” z warszawskiego wydania „Dziennika”, w którym czytamy też: „Ten magiczny napój potrafił zwieść każdego, nawet cesarza. I do dziś nic się nie zmieniło”.

   Tyle legenda. W rzeczywistości o herbacie w Indiach wiadomo było w Europie od 1598 r. W tym to roku holenderski podróżnik Jan Huyghen van Linschoten zauważył (i utrwalił piórem), że Hindusi jedzą liście jak warzywa z czosnkiem i oliwą, a ponadto sporządzają z nich esencję. Niespełna dwieście lat później brytyjski botanik Joseph Banks w raporcie dla Kompanii Wschodnio-Indyjskiej doniósł do Londynu, że niektóre wschodnie i północne części Indii stanowią idealny teren dla uprawy herbaty. Zasugerował przy tym sprowadzenie sadzonek z Chin, ignorując fakt, że herbaciane krzewy rosły naturalnie w Bengalu.

  W 1823 roku i w 1831 roku Robert Bruce i jego brat Charles, działający także na usługach Kompanii Wschodnio-Indyjskiej, potwierdzili naturalną obecność herbacianej roślinności w Assamie i wysłali odpowiednie próbki do nowo utworzonego ogrodu botanicznego w Kalkucie. W 1833 roku Charles Bruce otrzymał zadanie utworzenia szkółek herbacianych krzewów. Pięć lat później pierwsza partia herbaty z Indii wysłana została do Londynu i sprzedana na aukcji. Z czasem w assamskiej Dolinie Bramaputry powstał zalążek przemysłu herbacianego, a następnie w Darjeeling w Himalajach (herbata z tego rejonu należy do najlepszych na świecie).

   Na tym miejscu należy bez wątpienia wymienić Roberta Fortune'a (1812-1880). Ten Szkot, botanik a zarazem łowca przygód – to ówczesny James Bond na usługach jej brytyjskiej królewskiej mości Wiktorii. W „Vademecum herbacianym” określony został jako największy i najgenialniejszy herbaciany szpieg wszech czasów. I niewątpliwie złodziej niezwykłej historycznej miary. Otóż temuż Fortune'owi, którego nazwisko można w języku polskim swobodnie przetłumaczyć na Szczęściarz, udało się wykraść sadzonki herbaty traktowane w Chinach jako pilnie strzeżony monopolowy sekret cesarstwa. Według Wikipedii, jego tajna misja trwała trzy lata (1848-51). W tym czasie podróżował po Chinach pod przykrywką mandaryna, zbierał informacje o herbacie i jej uprawie; co więcej – także nasiona i sadzonki niezwykłego ziela. Na koniec wywiózł do Indii 20 tysięcy sadzonek. Skuszonych do towarzystwa 8 chińskich herbaciarzy pomogło mu założyć z tych sadzonek plantację wykradzionej herbaty w regionie Darjeeling.

   [„Vademecum” wiąże Roberta Fortune'a z odkryciem znaczenia jakości wody dla smaku herbaty. „Pewnego razu (Fortune) został zaproszony przez kapłana chińskiej świątyni Kooshan na herbatę. Ceremonia nie odbyła się jednak przy stole, ale na dziedzińcu, gdzie biło źródełko czystej wody. Natychmiast po nabraniu została ona przez mnicha zagotowana. Fortune wspominał później, że nigdy jeszcze nie pił tak doskonałej herbaty. W tamtej chwili zrozumiał też, dlaczego słudzy z miejskich rezydencji byli wyprawiani dziesiątki kilometrów tylko po to, żeby swoim panom przynieść kilka litrów świeżej, czystej wody”.]
Peregrynacjom Roberta Fortune'a poświęcony został współczesny 52-minutowy australijski film. Obraz jest dziełem Diany Perelsztejn.

    W 1853 roku eksport z Indii wyniósł 183 tony, a w 1885 roku – aż 35 tysięcy ton. Dziś w Indiach istnieje 13 tysięcy plantacji, które łącznie zatrudniają 2 miliony osób. Rozwinął się trzeci herbaciany region – Nalgiri. Roczna produkcja herbaty w Indiach szacowana jest na 750 milionów kilogramów. Jest to głównie herbata czarna. Ma on ustaloną renomę na rynku międzynarodowym. W ogólnoświatowej sieci odbiorców indyjskiej herbaty tradycyjnie znajduje się Polska.

   „W Indiach – pisze Ireneusz Klawikowski w magazynie „Wegetariański świat” – nie ma tradycji picia herbaty na sposób zachodni. Powszechnie natomiast gasi się pragnienie napojem zwanym masala czaj. Masala oznacza przyprawę, a czaj – herbatę, a więc masala czaj to w prostym tłumaczeniu herbata z przyprawami. Ponieważ każda rodzina kultywuje swoją własną metodę przygotowania tego aromatycznego napoju, którym raczą się jej członkowie i którą podaje się gościom, trudno jest podać jednolity uniwersalny przepis. Bazę masala czaj … stanowi czarna herbata w połączeniu z mlekiem, cukrem lub miodem i dobierane według gustu gotowane lub zaparzane przyprawy korzennecynamon, kardamon, imbir, goździk i czarny pieprz. O popularności tak przyrządzanego czaju w samych Indiach może świadczyć fakt, iż jest on dostępny nawet na ulicach – u ulicznych sprzedawców zwanych czajwala. Jak podaje Wikipedia: Noszą oni czajniki z gorącą herbatą i podają ją w świeżo palonych glinianych kubkach, wyrzucanych zaraz po spożyciu. Nic dziwnego, że ten korzenny przysmak jest tak popularnym napojem. Warto go pić nie tylko dla przyjemności delektowania się smakiem i aromatem, ale także ze względu na długą listę... korzyści zdrowotnych, jakie przypisuje się jego składnikom”.

   Anna Łupińska w publikacji „Herbata bez tajemnic” pisze: „W Indiach można się napić czarnej herbaty kupionej na ulicznych kramach, stacjach kolejowych itp. Jest ona bardzo mocna, słodka, z mlekiem i podawana w czarkach jednorazowego użytku”. Wiadomo też, że również w pociągach można się napić herbaty z niewielkich czarek jednorazowego użytku wykonanych z gliny. Goram ćaj – gorącą herbatę przyrządza się z reguły z herbacianego pyłu; esencjonalny płyn pije się z mlekiem, bardzo – jak na europejski gust – przesłodzony. A tak swoje smakowanie herbaty w Indiach opisuje w przysłanym gdzieś ze świata e-mailu Urszula Reda – zapalona podróżniczka, wyskakująca ze swoich domów czy to w Belgii czy to w Hondurasie w różne miejsca na globie: „Dobrą herbatę kupowałam głównie w małym sklepiku i była bardzo droga. Lepsze herbaty produkowane są głównie
na eksport, ponieważ przeciętny obywatel może sobie pozwolić tylko na przeciętną jakość (podobnie jak z kawą w Ameryce Środkowej). Z tej przeciętnej jakości herbaty przyrządza się napar o nazwie chai. Jest to czarna herbata z dużą ilością mleka i cukru, doprawiona aromatycznymi indyjskimi przyprawami, uważana za najbardziej popularny napój w Indiach. Można jej skosztować praktycznie wszędzie – na ulicy, w pociągu lub oczywiście w każdej restauracji. Pije się bardzo gorącą, zwłaszcza w gorące popołudnia, ponieważ ma działanie chłodzące, podobnie jak arabska herbata miętowa. I jest wyśmienita!!!”.

   Godną uwagi informację o indyjskiej herbacie znajdujemy w „Vademecum herbacianym”. Cytat: „Czaj to indyjska herbata zmieszana z dużą ilością dodatków. Kiedy ją zamawiamy najbardziej ekscytujące jest to, że nigdy nie wiadomo, jaki napar otrzymamy. Podstawą czaju są przyprawy nadające naparowi orientalny charakter. Parzy się ją zawsze pod przykryciem, a pije na gorąco. Zanim wychylimy czarkę do dna, koniecznie „wwąchajmy się” we wszystkie aromaty. A kiedy już ją opróżnimy, pozwólmy sobie na odrobinę ułańskiej fantazji – huknijmy czarką o podłogę, jak to się robi na indyjskich dworcach kolejowych”. (sic!)

   Zbiór herbaty w wielkim centrum jej uprawy w okolicy miasteczka Munnar w stanie Kerala, leżącym na wysokości 1800 metrów nad poziomem morza w Ghattach Zachodnich na cyplu opływanym przez Ocean Indyjski, gdzie pierwsze plantacje datują się z czasów kolonialnego panowania nad Indiami przez Wielką Brytanię, tak opisała Hanka Jefimowicz w magazynie „Gazeta-Podróże”: „Codziennie schodząc z gór, mijaliśmy zielone herbaciane pola, podziwialiśmy pracę zbieraczek, często z nimi rozmawiając. Noszą długie gumowe fartuchy okalające ciało od szyi po kostki dla ochrony przed żmijami. Długie kije bambusowe służą im jako rodzaj poziomicy – kładą kij poziomo na krzakach herbaty i wszystkie wystające listki zbierają grzebieniem (podobnych używają nasi zbieracze jagód). Później ogromne wory pełne listków niosą na głowach do punktu wagowego”.

   Poniżej oryginalne opakowanie herbaty Masala Everest z opisem zawartości i przepisem zaparzania





function disableSelection(target){
if (typeof target.onselectstart!="undefined") //IE route
 target.onselectstart=function(){return false}
else if (typeof target.style.MozUserSelect!="undefined") //Firefox route
 target.style.MozUserSelect="none"
else //All other route (ie: Opera)
 target.onmousedown=function(){return false}
target.style.cursor = "default"
}
disableSelection(document.body)
</script>
 </script>





niedziela, 16 listopada 2014

Herbata egzotyczna: Sudan

   
   O herbacie w Sudanie mówi autorowi mieszkająca w tym kraju przez dziesiątki lat Zina Eltayeb: „Rano w każdym sudańskim domu pije się herbatę z mlekiem i traktowana jest w zasadzie jak posiłek. Dzieci do herbaty mają częstokroć herbatniki lub sucharki, które moczą w napoju. Są dwa sposoby przyrządzania porannej herbaty. Sposób 1: Na gotującą wodę wsypuje się suchą herbatę, gotuje przez moment, przykrywa i odstawia z ognia. Powstaje b. mocny napar. W osobnym naczyniu gotuje się mleko w takiej samej ilości co zaparzona herbata. Na gotujące się mleko wlewana jest przecedzona przez sitko herbata. Tak przyrządzony napój słodzi się. Ogólnie biorąc Sudańczycy piją herbatę bardzo słodką i nazywają ją siaj be leben. Sposób 2: Na gotujące się mleko wsypuje się suchą herbatę i krótko gotuje. Na moment po odstawieniu z ognia napar cedzi się i słodzi. Sudanki bardzo lubią przypalać mleko (!) przed wsypaniem herbaty do zaparzenia. Tak przyrządzoną herbatę nazywa się siaj magennen.

   Po śniadaniu i obiedzie Sudańczycy piją herbatę siaj lub herbatę z miętą siaj be nanna, mocno słodzoną sypkim cukrem. Sposób jej przygotowania jest taki: Na gotującą się wodę wsypuje się suchą miętę i gotuje przez moment. Następnie wsypuje się herbatę, znowu gotuje przez moment i odstawia naczynie pod przykryciem. Po kilku chwilach napar cedzi się i słodzi. Można też użyć świeżej mięty. W tym przypadku miętę dodaje się po zaparzeniu herbaty. Potem należy przykryć naczynie, odczekać kilka chwil, napar odcedzić i posłodzić. Herbata rozlewana jest w szklane naczynia o objętości 100-150 ml. Słodzi się ją zwykle 3 łyżeczkami cukru (mogą być 4 kostki, a nawet 5). Tak też podejmuje się gości”.





środa, 8 października 2014

W Polsce... (9)

  Agnieszka Osiecka, ta wybitna autorka piosenkowych tekstów, dla jednego z nich wymyśliła nazwę „Herbaciane nonsensy”. Wyśpiewała je melancholijnie na bujanym fotelu trzymając różę w ręku współczesna poetce gwiazda, Kalina Jędrusik „w wieczornej godzinie”:
...Mały czajnik pękaty, nagotuje herbaty
herbaciane bulgocąc nonsensy...
A ten czajnik z herbatą ma po prostu krzywy garb”.

   Z okresu słusznie minionego można też przypomnieć „Blaszany parowiec”, który zaprezentował kabaretowy Zespół Adwokacki Dyskrecja. To nic innego, pean chwalący walory herbaty. Popatrzmy na fragmenty utworu (muzyka i śpiew Zbigniew Malecki, tekst Andrzej Błaszczyk):
Gdy już apteki przenika październik
I nie ma leków na smutek i katar.
Jedyny Stwórca dał nam medykament,
To w szklance mocna, gorąca herbata.
Gdy z fortepianem się w domu zamykam
To śpiewam głośno na chwałę czajnika.
Układam sonet z herbacianych listków,
Na dobrotliwy czajnik z gwizdkiem...
Kiedy w miłosną wpadniesz katastrofę,
Gdy Cię choroby zginają jak klamkę.
Niech na ratunek bieży pogotowie,
Z pełną po brzegi czaju filiżanką...”
Do tych słów jeszcze refren:
Wypływa na senne morze
Cudowny Blaszany Parowiec.
W obłoki pary odmienia,
Serca zmartwione jesienią.
Tak pięknie pachną w blaszance,
Indie i chińskie latawce
Tak pięknie pachną”.

  Całkiem współczesna jest „Para z Zielonej Herbaty” rapera i DJ-a w jednej osobie Pana Duże P, czyli Marcina Matuszewskiego. Twórca głosi, że „herbata stygnie, zapada zmrok”; i dalej: „Będziesz żałował w goryczy herbaty
Coś krzyczy, cóż gorycz smak nad smaki...
Przerywam, by zwilżyć usta w ciepłej herbacie...
Herbata jest ciepła, para powoli znika
Herbata jest lodowata, niedługo świta.
W jakim kraju wstanę nazajutrz
W przedsionku piekieł na skraju raju, piję pomału
Wiem, odpowiedź czai się w czaju”.

   Na tym miejscu warto też przypomnieć piosenkę „Herbatka we dwoje”. Ta oryginalna piosenka pod anglojęzycznym tytułem „Tea for two” – to dzieło Vincenta Youmansa (muzyka) i Irvinga Caesara (słowa) z 1925 roku. Błyskawicznie stała się przebojem, a następnie standardem. Znakomici wykonawcy śpiewali: „Herbata tylko dla dwojga, dwoje przy herbacie – tylko ja i ty, ty i ja sami, ...stworzymy rodzinę z chłopcem dla ciebie, dziewczynką dla mnie i będziemy szczęśliwi” (swobodne tłumaczenie z języka angielskiego). W polskiej wersji po latach tekst jest oryginalnym dziełem Wojciecha Młynarskiego. Są w nim m. in. takie słowa (a śpiewała je Irena Santor, a także Akademicki Chór Politechniki Łódzkiej):
Ten jeden herbatki łyk, gdy imbryk zaśpiewa.
Herbatki łyk cudownie rozgrzewa.
I czuje w niej, że na drugi łyk chęć mam,
A drugi łyk błyszczący złociście.
Chcę wyjść już w twoim towarzystwie.
Serce pik, pik tak właśnie mi podpowiada...
Upał czy śnieg, kochanie ty moje
Najlepszy lek – herbatka we dwoje
Najlepszy lek to herbaty złoty smak.
(Refren) Tak tak, ten herbaty smak
Jej łyk pomoże nam w mig
Odzyskać chwilę szczęścia, której tak w życiu brak”.




<script> 


function disableSelection(target){
if (typeof target.onselectstart!="undefined") //IE route
 target.onselectstart=function(){return false}
else if (typeof target.style.MozUserSelect!="undefined") //Firefox route
 target.style.MozUserSelect="none"
else //All other route (ie: Opera)
 target.onmousedown=function(){return false}
target.style.cursor = "default"
}
disableSelection(document.body)
</script>
 </script>




niedziela, 7 września 2014

W Polsce... (8)

  W czasie okupacji niemieckiej kraju w latach 1939-45 herbata była unikatem. Ten okres tak wspomina Maria Iwaszkiewicz, córka znakomitego pisarza Jarosława Iwaszkiewicza w rozmowie z wnuczką, Ludwiką Włodek, opublikowanej w cotygodniowym dodatku do „Gazety Wyborczej” „Wysokie obcasy”: „Herbata to za okupacji był osobny rozdział. Jak ktoś miał paczuszkę prawdziwej, trzymał ją na specjalną okazję. Na koniec wojny albo na jakąś wygraną bitwę z Niemcami. A na co dzień każdy miał swój przepis na fałszywą herbatę: z marchwi czy rabarbaru. Na Stawisku (tu Maria Iwaszkiewicz mieszkała z rodzicami) piło się wodę z karmelem. Nazywaliśmy to herbatolem. Jak tylko zebrało się jakieś towarzystwo, ludzie natychmiast zaczynali się wymieniać przepisami na herbaciane erzace. Było to przeważnie świństwo oczywiście”.

  Po wojnie mieliśmy PRL. W tym czasie dominowały pakowane byle jak gatunki herbat chińskich ulung i junan oraz herbata gruzińska. Tę ostatnią pewien warszawski felietonista uznał elokwentnie, choć nie bez pisarskiej przesady, za symbol produktu herbatopodobnego. W anegdotyczny sposób przypomniała ów czas niedoborów rynkowych tzw. realnego socjalizmu dr Agnieszka Jarosz – lekarz internista, kierownik Centrum Promocji Prawidłowego Żywienia Instytutu im. prof. dr med. Aleksandra Szczygła w Warszawie w wywiadzie opublikowanym w „Gazecie Wyborczej”. Odpowiadając na pytanie dotyczące napojów powiedziała: „W PRL-u królowała herbata. Kawa to był rarytas. Mój wujek po kupieniu przepisowej jednej paczki zaraz ustawiał się na końcu ogonka i znowu kupował jedną paczkę i potem znowu do kolejki. Kiedyś jakaś pani go zagadnęła: „Długo będzie pan tak krążył?”, a on na to: „A co? W głowie się zakręciło?”. Od lat 70. były pewexy, a w nich kawa. Ale, żeby ją kupić trzeba było mieć dolary lub bony. Dziś jest powszechnie dostępna, ale ulubionym ciepłym napojem Polaka jest wciąż herbata”.

  Jak to już zostało powiedziane wyżej, w PRL wybór herbat był ubogi, jakość dostępnych gatunków – nie najlepsza. Za to w piosence – ech!...Dziewczęta z zespołu Filipinki śpiewały: „Batumi, ech Batumi; herbaciane pola Batumi; cykadami brzęczący świt; świadkiem był szczęścia chwil”. [Po upływie półwiecza cover piosenki „Batumi” wraz z teledyskiem nagrała w Gruzji, Natalia Lesz, zaproszona przez władze państwowe Gruzji. Plan wizytował prezydent Gruzji, Micheił Saakaszwili. W wypowiedzi prasowej po powrocie do Polski piosenkarka stwierdziła, że po prostu zakochała się w Batumi. Warto przy tej okazji zauważyć stare polonicum: to 120-tysięczne dziś miasto – stolica autonomicznej republiki Adżarii wiele zawdzięcza generałowi Żygulskiemu w służbie rosyjskiego cara, który w II połowie XIX wieku osuszył okoliczne błota].

  Na osobną uwagę zasługuje niewątpliwie „Herbatka”, piosenka z niezwykle popularnego telewizyjnego Kabaretu Dwu Starszych Panów, piosenka absolutnie niezwykła, poetycka, pełna liryzmu. Panowie: Jeremi Przybora i Jerzy Wasowski śpiewali z niezwykłą klasą:
Z rozkoszy tego świata
ilości niepomiernej
zostanie nam po latach
herbaty szklanka wiernej
i nieraz się w piernatach
pomyśli w porze nocnej
ha, trudno, lecz herbata,
herbaty szklanka mocnej.
Dopóki ciebie, ciebie nam pić
póty jak w niebie, jak w niebie nam żyć
herbatko, herbatko.
O, jakżeś bliska chwilko
jesienne pachną kwiaty
a my pragniemy tylko
już tylko tej herbaty
za oknem deszczyk sypnął
arrivederci lato
gdy wtem drzwi cicho skrzypną
i witaj nam herbato.
Tak wdzięczni, że nas darzysz
pod koniec już sezonu
o tobie będziem marzyć
twój zapach ciągle chłonąć
a potem syci woni
poprzestaniemy na tym
bo doktor nam zakazał
picia mocnej herbaty.
I po co, i po co nam żyć
kiedy nie będzie,
nie będzie nam wolno już pić
herbatki, herbatki...




  Ta piosenka, by użyć zawartego w jej tekście zwrotu, została nam po latach. Została w nostalgicznych wspomnieniach starszego pokolenia z czasów młodości - młodości trudnej, ale nie pozbawionej chwil szczęścia; tak jak w zaprezentowanym wyżej „Batumi”...


<script> 


function disableSelection(target){
if (typeof target.onselectstart!="undefined") //IE route
 target.onselectstart=function(){return false}
else if (typeof target.style.MozUserSelect!="undefined") //Firefox route
 target.style.MozUserSelect="none"
else //All other route (ie: Opera)
 target.onmousedown=function(){return false}
target.style.cursor = "default"
}
disableSelection(document.body)
</script>
 </script>



środa, 20 sierpnia 2014

W Polsce... (7)

 We wspomnieniach Lwowian z okresu międzywojennego w zamieszkiwanym przez nich w polskim wówczas mieście bryluje niejaka pani Zofia Teliczkowa, która prowadziła w domu Bromilskich przy ulicy Akademickiej pod numerem 6 „Pokój śniadańkowy”. Nazwa lokalu była – jak by to powiedzieć – niezbyt precyzyjna, albowiem pani ta, wyróżniająca się wybujałymi kształtami, otwierała swoją jadłodajnię o 7 rano, ale można tu było posilić się także w porze obiadowej i kolacyjnej – aż do północy! Tuż obok funkcjonował sklep towarów kolonialnych z herbatą na półkach. Wśród dokumentów z epoki zachowała następująca sklepowa oferta: Herbata Lipton zielona w paczkach 5 dkg, 10 dkg i 25 dkg za 1.80, 3.60 i 7.20 złotych (odpowiednio), herbata Lipton żółta – za 1.60, 3.20 i 6.40 złotych (odpowiednio), herbata Wysockiego Nr 74 za 1.50, 3 i 6 złotych (odpowiednio), herbata Wysockiego – 6.50 złotych za 25 dkg, herbata Róża Cesarska w paczkach 5-, 10- i 25-dekagramowych za 1.60, 3.20 i 6.40 złotych (odpowiednio). Ponadto była dostępna specjalna aromatyczna mieszanka firmowa na wagę w cenie 6.25 złotych za 25 dkg. Co ciekawe – w każdej paczce herbaty znajdowała się srebrna łyżeczka, widelec i nóż.

   Z historii okresu międzywojennego wiadomo, że smakoszem herbaty był naczelnik państwa Józef Piłsudski. We „Wspomnieniach”, spisanych przez żonę marszałka – Aleksandrę znajduje się stwierdzenie: mąż „herbatę pił często, bardzo mocną i słodką; za kawą nie przepadał”. A także następująca informacja: „Wieczorami, kiedy dzieci już spały i cisza nocy opadała na ziemię, mąż rozpoczynał pracę... Ponieważ nie znosił pisania, więc dyktował mnie, a czasem komuś ze znajomych. Prace rozpoczynaliśmy w jego gabinecie koło jedenastej wieczorem, a kończyliśmy, pracując bez przerwy, do drugiej, trzeciej nad ranem... Po skończonej pracy piliśmy herbatę”. Z innych źródeł wiadomo, że od czasu do czasu Aleksandra Piłsudska urządzała spotkania przy herbacie dla belwederskiego personelu.

   Interesującą informację o herbacianych nawykach Marszałka Józefa Piłsudskiego ujawniła Kazimiera Iłłakowiczówna, która jako pracownica Ministerstwa Spraw Wojskowych w latach 1926-1935 była jego osobista sekretarką, we wspomnieniach zatytułowanych „Ścieżka obok drogi”. Wybitna poetka tak określiła jedno ze swoich zadań: „Miałam mu nalewać herbatę, bo nienawidził, kiedy to robiła męska ręka... Marszałek upierał się przy herbacie z termosu, który zawsze miał być pełny i w pogotowiu. Wodę gotował w imbryku potwornej wielkości, w malutkiej kuchence, obojętny ordynans, młody chłop z Lubelskiego, ułan. Na imbryku z wodą stale stał imbryk z herbatą. Marszałek śmiał się z mojego zgorszenia, że można pić t a k robioną herbatę”. Na innym miejscu książki, opublikowanej w 1939 roku w Warszawie przez Towarzystwo Wydawnicze Rój, Kazimiera Iłłakiewiczówna wspomina, że podczas jej pierwszej rozmowy z Marszałkiem w sprawie angażu do pracy ten „pił herbatę ze śmietanką i jadł kruche ciasteczka”, a na późnym dyżurze w ministerstwie „polecił, abym mu w ciągu wieczora i w nocy co pewien czas przyniosła szklankę herbaty”. W jej wspomnieniach pt. „Ścieżka obok drogi” znajduje się też informacja, że marszałek wydał polecenie odpowiadać na każdy nadesłany do niego list, a świeżo zaparzoną herbatę przyjmował tylko z kobiecych rąk.

   Marszałek Józef Piłsudski mieszkał w Belwederze przez 13 lat – od 1918 do 1922 roku, a później od 1926 roku, z przerwami aż do śmierci. Miał swój gabinet. Gabinet ten został nie tak dawno odtworzony i otwarty w 2012 roku w dniu imienin wielkiego polskiego przywódcy, tj. 19 marca. Tak opisuje pomieszczenie mieszkająca w Belwederze (tyle że w innej części zabytkowego obiektu) wraz z prezydentem Bronisławem Komorowskim pierwsza dama, Anna Komorowska: „Najpierw mamy adiutanturę. Najpierw ta stara szafa, w której wisi mundur adiutanta buduje klimat. Myślę, że duch Marszałka lubi odwiedzać to miejsce, choćby ze względu na to, że są tu jego meble. To biurko należało do Marszałka, podobnie jak łóżko, bo to gabinet i sypialnia w jednym. Nad łóżkiem wisi ryngraf Matki Boskiej Ostrobramskiej, a tu – widzi pan – szklanka z herbatą. Marszałek słynął z picia mocnej, czarnej herbaty”. (cytat według dokumentacji ze strony internetowej prezydent.pl).



  Gabinet Marszałka Józefa Piłsudskiego w Belwederze. Na ceremonii wieńczącej zakończenie rekonstrukcji pomieszczenia prezydent Bronisław Komorowski z małżonką Anną w otoczeniu członków rodziny twórcy polskiej państwowości. Na biurku widoczna herbata, której Marszałek był smakoszem. Publikacja fotogramu możliwa dzięki kurtuazji Kancelarii Prezydenta.


<script> 
function disableSelection(target){
if (typeof target.onselectstart!="undefined") //IE route
 target.onselectstart=function(){return false}
else if (typeof target.style.MozUserSelect!="undefined") //Firefox route
 target.style.MozUserSelect="none"
else //All other route (ie: Opera)
 target.onmousedown=function(){return false}
target.style.cursor = "default"
}
disableSelection(document.body)
</script>
 </script>

środa, 23 lipca 2014

W Polsce... (6)

   Wróćmy i my z Francji do Polski – tym razem z Honoriuszem Balzakiem (w oryginalnej pisowni imienia i nazwiska Honore de Balzac). I odnotujmy niewątpliwą ciekawostkę. Otóż w wyszukanym w archiwum numerze amerykańskiego dziennika „The New York Times”, datowanym 7 maja 1882 roku, znajduje się artykuł pt. „Balzac's cup of tea” (Filiżanka herbaty Balzaka) z informacją o podróży tego wielkiego pisarza francuskiego, żyjącego w latach 1792-1850, na wschód Europy. Według gazetowej relacji, w czasie tej podróży Balzak zatrzymał się na nocleg w pewnym dworze. Podczas rozmowy z polską panią domu do pomieszczenia weszła młoda, piękna dziewczyna z filiżanką herbaty w ręce. Gdy dowiedziała się kim jest gość, z wrażenia upuściła naczynie, zaklaskała w ręce i zakrzyknęła: „Nie może być, wielki Balzac”! „W istocie to ja” – odparł twórca, a potem o tej chwili napisał: „Poczułem smak sławy”. Ową dziewczyną była Ewelina Rzewuska, po zamążpójściu – Ewelina Hańska, a po owdowieniu (rok 1841) – żona Honoriusza Balzaka (rok 1850). Tak napisała amerykańska gazeta dawno dawno temu...
   
   Tymczasem według różnych polskich źródeł, początek znajomości Honoriusza Balzaka i Eweliny Rzewuskiej-Hańskiej był inny. W 1832 r. ta arystokratka z wybitnego polskiego rodu, napisała list do pisarza, dając w nim wyraz wielkiego podziwu dla jego twórczości. List ten zapoczątkował wieloletnią wymianę korespondencji i wzajemną fascynację dwojga. Do pierwszego spotkania Balzaka z zamężną wówczas Hańską doszło w szwajcarskim Neuchatel w 1833 roku. W materiałach źródłowych znaleźć można następującą, nawiązującą do omawianej tematyki, maksymę Honoriusza Balzaka: „Wielka miłość zaczyna się od szampana, kończy zaś herbatą”. Paradoksalnie, w opisanym przez „The New York Times” przypadku herbata rozlana z upuszczonej filiżanki była na początku wielkiej miłości jej wielkiego autora. Jakaż to romantyczna historia...

   Na inny herbaciany aspekt stosunków Balzaka z panią Hańską zwraca uwagę Wojciech Nowicki w recenzji książki pt. „Balzac's Omelette” (Omlet Balzaka) amerykańskiej pisarki Anki Muhlstein, opublikowanej w magazynie „Książki”. Pisze tak: „Z panią Hańską (Balzak) prowadził handel wymienny – ona mu z Polski posyłała chińską herbatę, bo – twierdził – na próżno takiej szukać w Paryżu, on się rewanżował galaretką z pigwy; nie warto chyba dodawać, że był to towar niezwykle trudny do znalezienia”.

   W publikacji „Wieczory i herbaty” wydanej w 1903 roku w Krakowie znajduje się następująca porada: „Przyjęcia herbaciane powinny być organizowane w określone dni tygodnia czy miesiąca i powinny im towarzyszyć pisemne zaproszenia. Na tego rodzaju przyjęcia przychodzi się w Krakowie pomiędzy siódmą a ósmą. W Warszawie i Paryżu w pół do dziesiątej. Około północy wszyscy się rozchodzą. Herbatę podaje się między dziesiątą i jedenastą na rozmaite sposoby, w każdym domu inaczej. W ścisłym jednak – zachodnim czyli francuskim znaczeniu tego wyrazu, herbatę powinno się podawać w salonie, wtedy bowiem sprawia najmniej utrudnienia i kłopotu, staje się pożywieniem ultra towarzyskim, nie zmusza do poruszania się z miejsca na miejsce i opuszczania miłego kącika i kółeczka, w którym się już od godzinki przyjemnie rozmawiało”. Na marginesie tej publikacji warto zauważyć, że tradycje kulinarne z terenu Krakowa i Galicji z przełomu XIX i XX wieku przywołuje dzisiaj firma Krakowski Kredens, która oferuje m.in. taką jak wtedy herbatę. Jest to „Herbata z Ceylonu serwowana u profesorowej Rydlowej angielską modą codziennie o 17-tej”.



   „Portret malarzy w Jamie Michalikowej” – obraz Alfonsa Karpińskiego. Olej, płótno, 75x91 cm. [„Portret...” powstał ok. 1905 roku. Teraz w zbiorach Muzeum Narodowego we Wrocławiu. (Przedruk z internetu). Znany jest znakomity obraz Józefa Pankiewicza (1866-1940) „Filiżanka herbaty – wizyta” (dwie damy przy stole nakrytym do herbaty), namalowany w 1922 roku, nawiązujący do Vermeera. Niestety, dla autora tej publikacji prezentacja fotogramu obrazu Józefa Pankiewicza na tym miejscu okazała się niemożliwa]. 

<script> 
function disableSelection(target){
if (typeof target.onselectstart!="undefined") //IE route
 target.onselectstart=function(){return false}
else if (typeof target.style.MozUserSelect!="undefined") //Firefox route
 target.style.MozUserSelect="none"
else //All other route (ie: Opera)
 target.onmousedown=function(){return false}
target.style.cursor = "default"
}
disableSelection(document.body)
</script>
 </script>



sobota, 12 lipca 2014

W Polsce... (5)

  Na nic zdały się stare i nowe przestrogi przed chińskim zielem. Jak gdyby nigdy nic, herbata w Polsce zyskiwała na zainteresowaniu i popularności i na dobre rozpowszechniła się w kraju w XIX wieku. Według pewnego źródła internetowego, pierwszymi amatorkami herbaty w Polsce były kobiety; wierzyły bowiem, że herbata jest - jak byśmy to powiedzieli dziś - dobra na wszystko, dodaje zdrowia i urody. Natomiast mężczyznom zdarzało się ...palić herbatę w fajkach (!?). Jak zauważyła Elżbieta Kowecka w książce „W salonie i w kuchni”, na początku XIX wieku „herbata uchodziła za napój tak niesmaczny, że wprost nie można ją było przełknąć samą, toteż podawano ją z goździkami lub podawano pół na pół z rumem i cukrem, czy z czerwonym winem. Znacznie później przyjęło się picie herbaty na sposób angielski, tzn. z cukrem i mlekiem. Nierzadko podawano dwa gatunki herbaty naraz: zieloną i czarną”.

  Herbata została uwieczniona przez Adama Mickiewicza, który (użyjmy tego zwrotu) naszym wieszczem był, w III części wielkiego dzieła „Dziady”. Oto fragment aktu 1, sceny 1, w którym jedna z osób dramatu – Frejend zwraca się do dwóch innych polskich patriotów-współwięźniów zamkniętych w carskich kazamatach – Tomasza i Konrada:
„Wy wiecie, że was kocham, ale można kochać,
Nie płakać. Otóż, bracia moi, osuszcie łzy wasze; -
Bo jak się raz rozczulę i jak zacznę szlochać,
I herbaty nie zrobię, i ogień zagaszę.
(robi herbatę)
(Chwila milczenia)”.

  Herbatę zauważył w swojej nieśmiertelnej twórczości Cyprian Kamil Norwid (1821-83); użył w „Promethidionie” słów „Herbatę chińską pijąc”, a w swe inne dzieło – Czas i prawda” wprowadził następującą strofę:
W rozmowach sąd, i w którą stronę się nie przechyla,
I jak przerwany bywa wniesieniem herbaty”.

  Maria Iwaszkiewicz w książce pt. "O jedzeniu z moim ojcem" przytacza fragment "Kucharki litewskiej" z 1881 roku poświęcony herbacie. Tekst jest na tyle interesujący, że warto go przytoczyć na tym miejscu: "Podawanie herbaty po angielsku weszło u nas od niejakiego czasu w użycie, wskażemy więc tu próbkę zastawienia stołu do tej herbaty. Cytryna lub cedr cytrynowy lub pomarańczowy. Sok, rum, śmietanka. Masło świeże, masło sardelowe lub śledziowe. Rozmaite sery krajowe i zagraniczne. Wędliny, szynki, ozory, polędwica. Sarna lub cielęcina na zimno, rolada. Kawior, sięga, śledzie, sardynki. Rozmaite butersznyty. Ciasta drożdżowe rozmaite. Drobne ciasta cukiernicze, torty, oblaty. Konfitury, owoce i jagody".

  W wydanym w roku 1925 „Przedwiośniu” Stefana Żeromskiego czytamy na ten temat: „Kawuńcia biała, herbata – słowem five o'clock tea z tymi chlebkami, żytnim i pszennym, z owym masełkiem nieopisanym a świeżym, tymi ciasteczkami suchymi, których sława szeroko się rozeszła poza granice państwa nawłockiego, a stanowiła niewątpliwą specialite de la maison”.

  Na inny dodatek do herbaty zwrócił uwagę Artur Oppman (1867-1931). Zrobił to wierszem:
Obok kościoła Bernardynów
Ku Wiśle mając lico,
Tkwiła wiadoma ze sławnych czynów
Kawiarnia „Pod Dzwonnicą”.
Czyny te pamięć zapisała,
Wypadek był to rzadki,
Ona jedyna w mieście miała
Araczek do herbatki”.

  W piśmiennictwie Gabrieli Zapolskiej wzmiankę o herbacie wyłowiła kustosz Muzeum Literatury w Warszawie, Małgorzata Górzyńska. Oto przekazany przez nią cytat z listu Gabrieli Zapolskiej do Adama Wiślickiego, Paryż, 14.I.1891: „To, co mam tu w Paryżu, to jakaś gorączka, coś, czego określić nie umiem. Urządziłam sobie życie niby spokojnie. (…) Bywają u mnie ci, których sobie wybrałam. (…) Siedzą, piją herbatę, koniak, gadają. Ja na szezlongu wtedy leżę, odpowiadam i powoli myśl mi ulata, ucieka i wracam … do kraju”.



<script> 
function disableSelection(target){
if (typeof target.onselectstart!="undefined") //IE route
 target.onselectstart=function(){return false}
else if (typeof target.style.MozUserSelect!="undefined") //Firefox route
 target.style.MozUserSelect="none"
else //All other route (ie: Opera)
 target.onmousedown=function(){return false}
target.style.cursor = "default"
}
disableSelection(document.body)
</script>
 </script>