W ZSRR królowały
„herbaty cyfrowe”, nazywane tak dlatego, że zamiast nazwy
oznaczane były numerami. Szczególnie poszukiwany był na rynku nr
36. Była to mieszanka herbaty indyjskiej, uznawanej za najlepszą, i
gruzińskiej lub krasnojarskiej. Typowa była „herbata Stalina” -
tak określane były wykonane z niej cegły, sygnowane sierpem i
młotem. [Nostalgia
pogrobowców systemu komunistycznego dała o sobie znać w całkiem
nieoczekiwany sposób. Oto na Ukrainie, w Doniecku (a przedtem na
Krymie, gdzie przez dziesięciolecia była wielka baza floty Związku
Radzieckiego i nadal znajduje się rosyjska baza morska) w 2010 roku
pojawiły się kolorowe bilbordy reklamujące „herbatę Stalina”
– najprawdziwszą herbatę gruzińską, ze zdjęciem dyktatora
odpowiedzialnego za śmierć milionów ludzi różnych narodowości,
w opakowaniach 400-gramowych po 12 hrywien. Ten fakt pewien
internauta skomentował wymownym przepisem na zaparzanie tej
herbaty: z krwią, do silnego naparu(!).]
Rosja
– ta carska, ta w składzie ZSRR, i ta współczesna – to jeden z
największych rynków herbacianych w świecie. Wartość herbacianego
runku określa się na ok. 3,8 miliarda dolarów w skali rocznej.
Ilościowo – to ponad 150 milionów kilogramów.
Stare
i nowe w handlu herbatą w Moskwie. Fronton i wnętrze słynnego
moskiewskiego Domu Perłowa; Sergiej Perłow wybudował ten dom w
chińskim stylu w latach 90-tych XIX wieku, by wywrzeć wrażenie na
potencjalnym chińskim dostawcy herbaty. Nie wywarł, ale obiekt
przypadł do gustu Moskwiczanom i dziś jest unikalnym zabytkiem.
Towarzystwo Handlu Herbatą sto lat wcześniej. (Publikacja fotogramów dzięki kurtuazji Russian English). Obok współczesna paczka herbaty cejlońskiej „Królewski Eliksir” z widokiem na londyński Westminster (fotografia własna).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz