poniedziałek, 5 maja 2014

W Rosji (4)

W ZSRR królowały „herbaty cyfrowe”, nazywane tak dlatego, że zamiast nazwy oznaczane były numerami. Szczególnie poszukiwany był na rynku nr 36. Była to mieszanka herbaty indyjskiej, uznawanej za najlepszą, i gruzińskiej lub krasnojarskiej. Typowa była „herbata Stalina” - tak określane były wykonane z niej cegły, sygnowane sierpem i młotem. [Nostalgia pogrobowców systemu komunistycznego dała o sobie znać w całkiem nieoczekiwany sposób. Oto na Ukrainie, w Doniecku (a przedtem na Krymie, gdzie przez dziesięciolecia była wielka baza floty Związku Radzieckiego i nadal znajduje się rosyjska baza morska) w 2010 roku pojawiły się kolorowe bilbordy reklamujące „herbatę Stalina” – najprawdziwszą herbatę gruzińską, ze zdjęciem dyktatora odpowiedzialnego za śmierć milionów ludzi różnych narodowości, w opakowaniach 400-gramowych po 12 hrywien. Ten fakt pewien internauta skomentował wymownym przepisem na zaparzanie tej herbaty: z krwią, do silnego naparu(!).]

Rosja – ta carska, ta w składzie ZSRR, i ta współczesna – to jeden z największych rynków herbacianych w świecie. Wartość herbacianego runku określa się na ok. 3,8 miliarda dolarów w skali rocznej. Ilościowo – to ponad 150 milionów kilogramów.




Stare i nowe w handlu herbatą w Moskwie. Fronton i wnętrze słynnego moskiewskiego Domu Perłowa; Sergiej Perłow wybudował ten dom w chińskim stylu w latach 90-tych XIX wieku, by wywrzeć wrażenie na potencjalnym chińskim dostawcy herbaty. Nie wywarł, ale obiekt przypadł do gustu Moskwiczanom i dziś jest unikalnym zabytkiem.




Towarzystwo Handlu Herbatą sto lat wcześniej. (Publikacja fotogramów dzięki kurtuazji Russian English). Obok współczesna paczka herbaty cejlońskiej „Królewski Eliksir” z widokiem na londyński Westminster (fotografia własna).


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz